top of page

Sława i popularność mogą smakować. Ale jak nieodłączny cień towarzyszą im chwile mało przyjemne. Sława działa na wiele osób postronnych jak magnes. Przyciąga badaczy życiorysów i poszukiwaczy prawdy. A wiemy, że w każdym życiorysie można coś ciekawego znaleźć, także zatajoną lub zapomnianą prawdę. Postanowiłem wyjść naprzeciw tym, których moja sława będzie uwierała, i dostarczyć im dowodów, że w gruncie rzeczy jestem szują i kanalią.

Dokumenty, jak wiadomo, pojawiają się i znikają. Sukcesywnie będę je odnajdywał i tu publikował.

Po prawej: zawiadomienie Garnizonowej Komisji Lekarskiej w Elblądu o zakończeniu badań lekarskich i ustaleniu, że jestem psychopatą.

Moje życie w dokumentach

O człowieku dużo mówią zaświadczenia i legitymacje, które mu przy różnych okazjach wystawiano i wydawano.  Ważne bywają również orzeczenia lekarskie, skierowania na specjalistyczne badania i takie znajdziecie w zakładce "Zdrowie".

Tu na uwagę zasługują legitymacje prasowe i przede wszystkim obiekt powszechnej zazdrości, czyli karta wolnego wstępu do wszystkich klubów studenckich  na wszystkie imprezy na terenie całego kraju dla dwóch osób. Wydawano ją wyłącznie jako nagrodę wyjątkowo zasłużonym agentom służb specjalnych.

Marzeniem większości obywateli był paszport, z którym można było wyjechać hen za granicę i ewentualnie nie wrócić. Rodziny pozostawionej w kraju nie rozstrzeliwano. Otrzymanie paszportu nie było rzeczą łatwą.  Perypetie opisałem w rozdziale "Paszporty" mojej broszury wyborczej.

Oto 2 rodzaje paszportów. Granatowy był zwykłym paszportem, wydawanym w Polsce. Czerwony był tzw. paszportem konsularnym, wydawały go ambasady i kosulaty polskie za granicą. Posiadacz nie stawał się przez to konsulem. Był wciąż obywatelem polskim, co było wyraźnie zaznaczone na stronie ze zdjęciem, ale jednocześnie uzyskiwał status osoby zagranicznej, o czym świadczy dokument bankowy. Jako obywatel PRL i osoba zagraniczna potrzebował specjalnego zezwolenia na każdorazowe odwiedzenie swojej ojczyzny. Musiał też po oficjalnym kursie wymienić odpowiednią ilość dewiz.

Na ostatnim zdjęciu widać pieczęć z najdłuższą nazwą na świecie. To miasteczko w Walii. Poprosiłem urzędnika kolejowego, by mi ją wbił w mój paszport. Po powrocie do kraju musiałem urzędnikowi z biura paszportów na piśmie wytłumaczyć, czemu to zrobiłem, co to za miasteczko i jakim prawem urzędnik kolejowy obcego państwa stawia stemple w polskim paszporcie.

Obok falsyfikat brytyjskiego paszportu nieudolnie wykonany w kierowanym przez Andrzeja Rozhina Teatrze im. J. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Inspiratorką tego przestępczego przedsięwzięcia była znana organom Agnieszka Holland, dla niepoznaki zatrudniona w teatrze na mocy umowy śmieciowej w charakterze reżysera. W tej brudnej prowokacji uczestniczył także podający się za pisarza Sławomir Mrożek. Ja oczywiście fałszywy paszport zabezpieczyłem i przekazałem komu trzeba.

Znalezione w domowych szpargałach, tuż przed wyrzuceniem

 

Szperając w różnych starych śmieciach przygotowanych do wyrzucenia natrafiłem na klka tzw. stykówek. Są nikczemnej jakości,  jak to stykówki, negatywy gdzieś poginęły. Zdjęcia wykonałem na planie serialu "Alternatywy 4". Widać, że byłem początkującym fotografem. Niemniej dziś patrzę na nie z sentymentem, zwłaszcza że kilku osób widocznych na zdjęciach nie ma już wśród nas.

WTK 078_edited.jpg

WTK 078_edited.jpg

WTK 088_edited.jpg

WTK 088_edited.jpg

WTK 094_edited.jpg

WTK 094_edited.jpg

WTK 095_edited.jpg

WTK 095_edited.jpg

WTK 092_edited.jpg

WTK 092_edited.jpg

WTK 091_edited.jpg

WTK 091_edited.jpg

WTK 092_edited.jpg

WTK 092_edited.jpg

WTK 093_edited.jpg

WTK 093_edited.jpg

WTK 089_edited.jpg

WTK 089_edited.jpg

bottom of page