Broszura wyborcza
Pomysł napisania broszury wyborczej bardzo mi się spodobał, zwłaszcza, że był mój. Przyszedł nagle, o poranku, kiedy organizm wyrzucał z siebie niepotrzebne produkty premiany materii. Wśród nich wyrzucił ten.
Pomysł miał jednak w sobie jeden aspekt mniej przyjemny, wymagał pracy. Jeśli samo wymyślanie różnych rzeczy uważam za zajęcie przyjemne, tak stukanie w maszynę czy nawet klawiaturę komputera uważam za obrzydliwą fizyczną robotę, gorszą od łupania kamieni czy oczyszczania szamb koło rezydencji znanych polityków.
Marzyło mi się, by pojawić się w kampanii wyborczej na zasadzie wprowadzenia zamieszania. W Warszawie miał się w strategicznych punktach pojawić mój billboard, nawiązujący stylem do pozostałych. Okazało się, że strategiczne miejsca są już od dawna zarezerowowane. Mój billboard znalazł się więc na okładce mojej broszury. Ponieważ, gdyby został odpowiednio wykadrowany i pokazany w pionie, straciłby całą siłę ekspresji, jaką daje obraz panoramiczny. Na okładce został więc umieszczony tak jak powinien, w poziomie. Jego doskonałość kompozycyjną można ocenić przekręcając książeczkę o 90 stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Broszura wyborcza c.d.
W broszurze postanowiłem zawrzeć siebie, na tyle, na ile to możliwe. Bez upiększania. Dlatego zawarłem w niej wiele tekstów pisanych w innych celach, niż kokietowanie wyborców. Człowiek jest istotą słabą, narażoną na rozmaite pokusy, a pokusy władzy i popularności należą do najsilniejszych. Ze strachu przed wyborem umieściłem parę tekstów słabych.
Władzy nie lubię. Zauważyłem to już w wojsku, kiedy oddano pod moje dowództwo kilku żołnierzy. Zamiast ich gnębić chodziłem z nimi na kołobrzeską plażę, aby się tam przez parę godzin wylegiwać. Na mój rozkaz żołnierze wracali z plaży do koszar biegiem i w maskach, co zyskało mi u przełożonych opnię drania, który kotom daje w dupę. Wszyscy byli więc zadowoleni. A ja się dowiedziałem, że władzy, nawet tej niewielkiej, naprawdę nie lubię.
Apteki i księgarnie
W aptekach, co widać gołym okiem, jest coraz mniej leków. To samo widać w księgarniach - jest w nich coraz mniej książek. To znaczy książki są, ale jest coraz mniej literatury. Wypierają ją poradniki dla szydełkujących, dla kucharek, przewodniki i instrukcje jak osiągnąć sukces i jak bez erekcji mieć orgazm. To są bardzo potrzebne i pożyteczne pozycje księgarskie i wzbogacają one nasze życie w sposób o wiele skuteczniejszy niż Prus a nawet Proust.
Zdjęcie, które wykonałem o świcie na Puławskiej, natychmiast po wyjściu z "Regeneracji", przekonuje mnie, że jednak mimo wszystko warto pisać. Wokół nas są ludzie spragnieni słowa drukowanego. Pisać cokolwiek, niekoniecznie literaturę. Niechby nawet poradniki, jak odnieść sukces.
Ryszard Krupiński Jako wydawca - Wydawnictwo Psychoskok, a tym razem i korektor (mimo że szewcy bez trzewików wędrówki swe uprawiają, to ja jako wydawca powinienem jakąś książkę czasem przeczytać, a skoro już czytam, to i profesjonalną korektą służę) - miałem okazję jako jeden z pierwszych czytelników doznać satysfakcji, ubawu, rozkoszy, a chwilami nawet ekstazy i orgazmu jako czytelnik podniecony treścią książki. Polecam szczerze i uczciwie. Za kilkanaście dni "Kandydat na prezydenta" opuści drukarnię16 kwietnia o 10:58 · Lubię to!
Panie Januszu,
wierzę, że udostępniając mi Pana maszynopis, gotowy jest Pan na kilka słów refleksji, szczerych, prawdziwych, subiektywnych - czytelnika młodego, czyli moich...
Rzeczywiście, lektura Pańskiego dzieła możliwa jest prawie wszędzie, tak jak Pan pisze, lubię krótkie treści, na kilka stron, które mają początek i koniec, które zamykają się klamrą, które przemycają wartości uniwersalne, skłaniające do refleksji,
Czytając fragmenty Pana alfabetu szukałem związku z tytułem i wstępem, szukałem owej klamry, odniesienia do powyższych, spójności, przenikania się, przyznam jednak szczerze, że trudno jest mi takowe znaleźć, wprawdzie już na samym początku informuje Pan czytelnika o możliwym chaosie, natomiast jak na mój gust przyćmiewa on sens całości i gubi obrany na początku cel,
Książka staje się zbiorem opisów ważnych dla Pana momentów z życia, pokazuje zapamiętane sceny niczym zdjęcia z albumu, czasami lepszej czasami gorszej jakości, nie układa ich jednak, nie porządkuje, nie prowadzi czytelnika za rękę, odbiorca zaskakiwany jest wątkami, do których nie może się czasami odnieść, co prawda są jedyne w swoim rodzaju, bo przeżyte przez Pana, ale nie ponadczasowe, jeśli to autobiografia, to trudno o jej początek i koniec, jeśli to opis kandydata na prezydenta, to trudno o jego portret, jeśli to zbiór anegdot, to brak im morału.
Zastanawia mnie, co chciał Pan uzyskać nadając tej książce taką formę? do jakiego czytelnika ją Pan adresuje? czym poza związkiem z aktualną kampanią będzie chciał Pan zachęcić do lektury?
Pomysł bowiem na tytuł i czas jego publikacji przedni ;)
całkiem subiektywnie,
pozdrawiam,
RB
ps: znalazłem wątek poświęcony Baronowi ;)
Recenzje i opinie
Tu będę zamieszczał nadesłane teksty, a więc rezencje, opinie, komentarze, a także peany na moją cześć i wyzwiska kierowane pod moim adresem. Decyduje nie stopień lizusostwa, którego nie lubię, lecz niebanalna forma i poczucie humoru.
To jest książka? To jest czysta pornografia najgorszej jakości. Umysłowy onanizm bez wytrysku.
Nie czytałam co prawda tej książki, ale uważam że jest szkodliwa i powinna być jak najszybciej wycofana z rynku. I trzeba żeby księża powiedzieli w kazaniach, żeby jej nie czytać i w ogóle nie brać do ręki. Karolina z Mielca
Pisanie recenzji z tej książki to zajęcie ani łatwe, ani przyjemne. Autor na 300 stronach zachowuje się, jakby kpił, albo o drogę pytał. Kręci, mataczy, przeczy sam sobie, powołuje się na znajomości z różnymi osobistościami, ale nie sposób sprawdzić, ile w tym prawdy, ile fantazji, ile zwykłego kłamstwa. Niektóre wątki rozpoczyna z rozmachem zapowiadającym dziejowy epos, by nagle je zakończyć i zapomnieć, inne odbijają mu się czkawka przez całą objętość książki. Niewątpliwie jego obsesją jest seks, zwłaszcza wyuzdane formy, spotykane najszęściej w filmach pornograficznych oraz niektórych dziełach włoskich degeneratów jak Bertolucci czy Pasolini oraz Francuza Justa Jaeckin.
Książka, którą Płoński przewrotnie nazwał „Broszurą wyborczą”, napisana jest niechlujnie i lekceważąco. I nie wiadomo, czy autor parodiuje przaśny styl rozmaitych publikacji o charakterze politycznym, różnych ulotek i broszurek, które z reguły nie są najwyższego lotu, czy też po prostu nie radzi sobie ani z formą, ani z opornym językiem, nie wspominając o treści.
Nie wiadomo też, czy faktycznie chciałby zostać prezydentem, czy też tylko sobie drwi z wyborów, ordynacji a może nawet z całej polityki.
Książka w swej konstrukcji, a właściwie w jej braku (ułożenie rozdziałów w porządku alfabetycznym zakrawa na kolejną kpinę z czytelnika) przypomina wysypisko śmieci, które przed spaleniem należy posegregować i oddzielić ziarno od plew. Przy czym o prawdziwe ziarno w tej broszurze naprawdę trudno.
Chcę jednak oddać sprawiedliwość autorowi i szczerze pochwalić jego rozdział pt. „Terrorysta”. Autor jakby od niechcenia szkicuje w nim historię pary wplątanej w zamach, ucieczkę, chęć rozpoczęcia nowego życia i ponowne uzależnienie się od potężnego mocodawcy rozgrywającego swoją partię. Jest to, z dzisiejszego punktu widzenia, rozdział naprawdę wizjonerski, rzucający nowe światło na zjawisko światowego terroryzmu. Baltazaar.
A nas w szkole uczyli, że wu jest przed ygrek a nie odwrotnie. Do jakiej szkoły Pan chodził? Kasia Cudeńko.
Janusz Płoński kolejnym prezydentem Polski? Dlaczego nie? Owszem! Autor książki „Kandydat na prezydenta” to znana ikona kultury i dziennikarstwa, pisarz, scenarzysta, publicysta, prezenter telewizyjny, ale także humorysta, uwodziciel, degustator mocnych trunków, filantrop własnej osobowości, koneser kobiecych „zalet”. Przebywając w szpitalu psychiatrycznym stworzył fundamenty idealnego ustroju polityczno-gospodarczo-społecznego.
Jednym słowem Janusz Płoński to fenomen naszych czasów. Jak sam o sobie pisze we wstępie do książki: „Nie omijam spraw osobistych, uczuciowych, pozwalam przyszłym wyborcom zajrzeć w głąb mojego serca, do mojej sypialni i nie tylko. Nie przemilczam doświadczeń drastycznych, i – gdyby był to obyczaj przyjęty – niektóre rozdziały chętnie opatrzyłbym klauzulą „dozwolone od 18 lat”. O człowieku najwięcej mówią jego czyny, w broszurze zawarłem więc parę dzieł, które na przestrzeni lat z rozmaitych pobudek popełniłem. Stanowią one spory kawałek mnie i na pewno pozwolą Czytelnikom na pełniejszą ocenę mojej przydatności na najpoważniejsze w państwie stanowisko. Muszę jeszcze dodać, że jestem człowiekiem bardzo nieporządnym. Bałagan jest moim żywiołem. Próbuję to ukryć ułożeniem rozdziałów w kolejności alfabetycznej. Ale z pewnością bystry czytelnik nie da się na to nabrać”.
Jako prezydent PPPP, Janusz Płoński idzie krok dalej – chce zostać prezydentem RP. W swojej książce "Kandydat na prezydenta" przywołuje dziesiątki epizodów ze swojego osobistego i zawodowego życia, które czynią go oczywistym potencjalnym kandydatem na najwyższy urząd w Polsce. Jako pisarz i scenarzysta współpracował z elitą polskiej kultury, z których wymienić choćby Stanisława Leca, Jerzego Skolimowskiego, Marka Piwowskiego, Stanisława Bareję, Romana Polańskiego, Agnieszkę Holland, Sławomira Mrożka i wielu innych. Jako dziennikarz prasowy i telewizyjny zgromadził pojemne doświadzenie medialne i praktyczną wiedzę o działaniu politycznego rynku. Jako człowiek autentyczny i sumienny, choć rozrywkowy, posiadł predyspozycje do otwartego kontaktu z wyborcami.
A oto fantastyczna próbka jego poglądów ustrojowych: "Pójdę tym tokiem rozumowania i zapytam: jak sobie poradzić z korupcją, ciemnymi zakulisowymi interesami, tzw. kapitalizmem politycznym? Zalegalizujmy je. Stwórzmy system, który odda ster rządów wielkiemu kapitałowi, powołajmy do życia parlament, w którym nie będą zasiadali figuranci, czyli tak zwani przedstawiciele narodu, lecz reprezentanci tych, którzy faktycznie mają władzę, ponieważ dysponują kapitałem. Partie polityczne nie będą już potrzebne, choć można sobie wyobrazić ich dalsze istnienie w postaci kółek zainteresowań czy stowarzyszeń, podobnych do istniejących stowarzyszeń miłośników psów nierasowych, literatury science-fiction i hulla-hoop. Niech w nowym parlamencie zasiądzie setka menadżerów reprezentujących wiodące dziedziny gospodarki jak energetyka, przemysł farmaceutyczny i służba zdrowia, przemysł spożywczy, budownictwo... fachowcy z całą pewnością będą umieli stworzyć listę obejmującą całą gospodarkę. Niech setka wybrańców przyjrzy się naszej gospodarce bez politycznych obciążeń i ograniczeń i zaproponuje racjonalne rozwiązania nie tylko najbardziej palących problemów, ale także tych o charakterze chronicznym."
Agnieszka 3201, webook.pl
Cytaty z "Kandydat na prezydenta"
"Zabawiłem się przez chwilę myślą, że przy pomocy znajomych i przyjaciół oraz innych ludzi dobrej woli i tych skorych do wygłupu świrów zdobywam potrzebną ilość głosów popierających mą kandydaturę i naród wystarczającą większością głosów powierza mi najważniejszy urząd w państwie.
Moja przewaga nie powinna być miażdżąca, by nie załamywać psychicznie kontrkandydatów, nie powinienem też wygrać kilkoma głosami, by nie wywoływać wściekłości tego następnego, że przegrał minimalnie."
Dodał: agnieszka3201 Dodano: 04 V 2015
"Trzy minuty
Sekretarz prezydenta wprowadził naszą trójkę do wielkiej sali, z ogromnym gobelinem na ścianie. Powiedział, że prezydent zjawi się za kwadrans, przez ten czas możemy przygotować sprzęt, ustawić światła i wybrać odpowiednie miejsce.
Po piętnastu minutach Richard von Weizsäcker pojawił się w sali. Przeprosił, że ma tylko 45 minut. Poprosił o opowiedzenie mu krótko idei całego filmu i spytał, jak długie powinno być jego wystąpienie. Trzy minuty. Zastanawiał się przez chwilę, po czym zaczął mówić. Było to wystąpienie nawiązujące do tragicznej historii holocaustu, ale wyraźnie skierowane do młodych ludzi. To był jego osobisty apel o pozytywne korzystanie z historii, o zaakceptowanie jej i wyciągnięcie z niej wniosków. Kiedy skończył, spacerował chwilę w milczeniu. Potem zaproponował, byśmy nagrali jeszcze jedną wersję.
– Jestem pewien, że wybierzecie lepszą."
Dodał: agnieszka3201 Dodano: 04 V 2015
"Na miejscu okazało się, że zostałem wepchnięty do kolejki dziennikarzy na cotygodniowe rutynowe spotkanie prezydenta z prasą. Ile czasu będzie miał prezydent dla mnie? Standardowo, trzy cztery minuty. Prezydent zasiadł przy stoliku w kącie, pod obrazem przedstawiającym białego konia.
Przed nagraniem chciałem prezydentowi wyjaśnić intencję filmu, by mógł się nią jakoś zainspirować lub do niej ustosunkować.
Machnął ręką zniecierpliwiony.
– Polecimy spontanicznie.
Wybrała: agnieszka3201 Dodano: 04 V 2015
Agnieszka Gruszczyńska:
Książkę przeczytałam i po kilku dniach namysłu w jaki sposób ją zrecenzować, tak by zawrzeć w swoim opisie wszelkie aspekty jej dotyczące, mogę śmiało stwierdzić: książka jest kontrowersyjna! Kto mi nie wierzy, niech przeczyta :-)
Nie należę do osób dla których polityka jest pożywką, jednak tutaj zostałam mile zaskoczona - ciekawostki z życia Janusza Płońskiego!!!!! Świetna książka, bardzo przyjemnie się czyta. Znaczną część już pochłonęłam, gdyż spędzam z nią niemal każdy wieczór. :)
Aneta
Kompletnie nie interesuję się polityką; nie lubię oglądać twarzy naszych przywódców w telewizji czy na billboardach, słuchać ich kolejnych kłamstw na temat tego, jak wspaniale mogą zrobić z naszego kraju mocarstwo i potęgę wszechświata. Nie wiem kto jest kim; ograniczam się do kompletnego minimum, tzn. wiem, kto jest prezydentem, kto premierem, kto z kim walczy i mniej więcej dlaczego. Może to i wstyd, jednak nikt nie zmusi mnie do czynnego zainteresowania tym faktem. Przepraszam, mam inne hobby.
W związku z powyższym, gdy tylko zobaczyłam okładkę książki do recenzji... Nie byłam zbytnio zachwycona. Wiadomo; wygląd typowo wyborczej broszury, reprezentatywne zdjęcie autora (jak się później okazuje równocześnie narratora) nie sprawiły, bym już na wstępie oszalała na punkcie owej lektury.
"Prezydent powinien (...) wiedzieć. Powinien starać się, by obywatel nie czuł się wystawiony przez państwo do wiatru".
Bohater książki, sam autor, chce koniecznie zostać prezydentem naszego kraju. Uważa, że niezawodnie się do tego nadaje, bo jest jednym z nas, jest członkiem społeczeństwa, który rozumie to społeczeństwo wprost niewiarygodnie. Jak sam mówi:
"Przedstawiam sam siebie jako człowieka pełnego widocznych i odrażających wad, z nielicznymi i trudnymi do odnalezienia zaletami. Mądrego, ale z umiarem i bez aroganckiej ostentacji. Ale przede wszystkim głupiego, jak większość moich potencjalnych wyborców".
Autor - narrator opowiada w broszurze o sobie, swoich faktach z życia, przygodach, które przeżył, o ludziach, z którymi przebywał i dla których pracował. Książka składa się z 92 krótkich rozdziałów, posegregowanych tytułowo - alfabetycznie. Przeplatają się w nich historie znajomości pana Płońskiego ze Stanisławem Lemem, Sławomirem Mrożkiem, Agnieszką Holland, Romanem Polańskim czy Hubertem Urbańskim! Jako pisarz i scenarzysta dużo pracował; tworzył kryminały ze swoim przyjacielem Rybińskim, oraz współtworzył kultowy serial "Alternatywy 4". Piszę "kultowy", gdyż tak wyraził się o nim mój tata, ja już nie jestem z tego pokolenia ;). Pan Janusz Płoński to naprawdę bardzo interesująca postać; uwielbiam wszelkie odmiany ironii, sarkazmu, a tutaj tego nie brakuje. Bardzo lekko i sprawnie ciągnie swoją opowieść, w której jednak trochę się gubiłam. Chaos panujący między rozdziałami i nieustanne przeskoki wydarzeń były dla mnie ciężką drogą. Czytanie o czasem obrzydliwych rzeczach, które się wyprawiało w dawnych czasach (kawiarnia, w której na oczach publiczności pary dokonywały aktu seksualnego) - byłam bardzo na nie. Mimo, że lekturę czyta się szybko, bo autor ma talent do zaciekawiania Czytelnika - nie jest to typ książek, do których chcę (czy będę) wracać.
Narrator wpuszcza nas w naprawdę intymne sfery swojego życia; jednych to zaciekawi bardzo, innych wręcz odepchnie. Nie wiem, może nie dojrzałam do tego typu książek - okraszonych polityką, takich "dla dorosłych". Może jej nie rozumiem, bo jestem zbyt młoda; czasami nie wiedziałam o czym mowa. Może za jakiś czas sięgnę po nią ponownie i stwierdzę, że powypisywałam na jej temat głupoty. Póki co, nie należy do moich ulubionych i z ulgą ją odstawiam na półkę.
Gemma
Janusz Płoński - człowiek, z którym możesz wypić bronka, zjeść kaczkę, a na koniec przegryźć wszelkie bóle słonym ogórkiem. Pierwszy prezydent, któremu ludzkość naprawdę nie jest obca. Wącha smród politycznego łajna od samego środka, a problemy zwykłych, szarych ludzi zna z autopsji. Nie mieszka w białej perle belwederskiego pałacu, a w szeregach mokotowskich blokowisk. Lubi alkohol oraz inne zakazane na salonach używki. Wielbiciel kobiet, któremu radość grzechu nie jest obca. Potrafi czytać, pisać, a nawet liczyć. Teraz liczy tylko na Twój głos, Towarzyszu Czytelniku! Polecam.
Szymon z Kalisza :)